
Od momentu, w którym po raz pierwszy pochwyciłam aparat fotograficzny w dłonie nie minęło zbyt wiele czasu. Bardzo szybko jednak urządzenie to stało się dla mnie
BRAMĄ, za którą mogę chwytać abstrakcyjne obrazy chciwie skrywane za kotarą codzienności, przyglądać im się, patrzeć ze zdumieniem tak, jakby właśnie zostały stworzone
PO RAZ PIERWSZY, a przecież tkwiły tu od dawna... Wydają się dla mnie takie świeże, takie nowe, a zarazem takie zaskakujące w swej oczywistości istnienia, że czuję się jak odkrywca. Jak zdobywca.
Moje fotografie są dla mnie powrotem do tych niezliczonych tajemniczych skrzyneczek, które zostawiłam za sobą, w dniach dzieciństwa – pudełeczek pełnych drogocennych kamyczków znalezionych w piaskownicy lub nad morzem, szufladek z listkami, płatkami, powyginanymi gałązkami przywleczonymi z podwórka, paczuszek z zakurzonymi blaszkami, kasetek z bezcennymi szpargałkami rodem z Gabinetu Jana
Švankmajera... Te fotografie to moje
SEKRETY. Zdradzam je bezwstydnie – nie mów nikomu...

Słyszałam, że kto ogląda niebo w wodzie ten widzi ryby na drzewach, lecz dostrzegana przeze mnie
RZECZYWISTOŚĆ właśnie taką jest – jest prawdziwa, jest powszechna, dostępna bezustannie, a może nawet każdemu, choć
ZAKLĘTA w powszechności mówi bardzo cichutko. Trzeba się dobrze wsłuchać, żeby usłyszeć jej prośbę o wyswobodzenie ze zobojętnienia, z więzów ludzkiego pośpiechu, z przemijalności chwili. Więc zatrzymuję
CZAS. Wyrzucam go do kosza. Teraz kiedy mam ze sobą moją magiczną maszynkę ze szkiełek , lamelek i płytek poupychanych w czarną obudowę mogę zapewnić moim skarbom przetrwanie. To daje mi ulgę i możliwość spokojnego istnienia w teraźniejszości. To mój świat. Zachowuję go dla mojego „
ZAWSZE”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz